Nefmi na...

email Facebook GooglePlus Twitter Instagram

"Wyspa Potępionych" Melissa de la Cruz

Kto nie wychowywał się na bajkach Disneya? Kto nie oglądał choć jednej? Dam głowę, że nikt - te bajki są tak popularne, że każdy je przynajmniej kojarzy. Bo jak tu nie kojarzyć "Kopciuszka", "Śpiącej Królewny", "Pięknej i Bestii" czy "Królewny Śnieżki" w magicznym, animowanym wydaniu Walta? I nie pamiętać tych jakże częstych w baśniach zakończeniach, brzmiących niezmiennie "i żyli długo i szczęśliwie"? W bajkach wszyscy kończą, żyjąc długo i szczęśliwie. No, prawie. Zastanawialiście się kiedyś, co się stało ze wszystkimi czarnymi charakterami?

"Zatrute jabłko nie pada daleko od jabłoni."

Znacie to uczucie, kiedy jakaś książka jest wszędzie, a Was kompletnie do niej nie ciągnie? Dokładnie tak miałam przy "Wyspie Potępionych" - w sierpniu mnóstwo osób ją recenzowało, a ja nie pokusiłam się nawet o sprawdzenie, o czym ta książka jest. Jednak potem usłyszałam o filmie, jako jej kontynuacji i stwierdziłam: "Kurczę! To przecież ciekawy pomysł, jeszcze się z czymś takim nie spotkałam". Przeczytawszy opis, już trochę nakręcona, czym prędzej "Wyspę (...)" zakupiłam. I teraz wypadałoby napisać, czy opłacało mi się (po raz pierwszy od bardzo, bardzo dawna) dać za książkę "cenę okładkową". Ale najpierw fabuła.

Przed dwudziestu laty wszyscy złoczyńcy zostali wypędzeni z królestwa Auradonu na Wyspę Potępionych - mroczne, ponure miejsce strzeżone polem energii, które uniemożliwia ucieczkę i korzystanie z magii. Żyją tam w odosobnieniu zapomniani przez resztę świata. Jednak niespodziewanie pojawia się szansa na ucieczkę - uśpione dotychczas berło Diaboliny, Smocze Oko, budzi się do życia. Czworo potomków największych złoczyńców w historii wyrusza na poszukiwania. Zdobędzie je tylko najsprytniejszy, najbardziej niegodziwy i nikczemny. Któż to będzie?

Niezmiernie podoba mi się pomysł zamiany ról. Tutaj to ci źli są bohaterami, którym kibicujemy, natomiast o charakterach z reguły dobrych myślimy w niesmakiem - wedle zasady "co z oczu, to z serca" pozbyli się tych, którzy im zawadzali, kompletnie nie przejmując się ich dalszym losem. Wbrew wszystkiemu, co zrobili w przeszłości, to złoczyńcy są tutaj postaciami, których losy śledzimy i do których z czasem się przywiązujemy. Właściwie to ich potomkowie, ale to szczegół, ponieważ - czemu trudno się dziwić - oni także są źli. 

Mal, córka Diaboliny. Jay, syn Dżafara. Evie, pierworodna Złej Królowej. I Carlos, potomek Cruelli De Mon. Nie powiem, postaci są bardzo interesujące i mimo całego ich zła i złośliwości, nie da się ich nie lubić. Autorka wykreowała antybohaterów przyzwoicie, każdy z nich jest inny, jednak odniosłam wrażenie, że były niedopracowane. Tak naprawdę niewiele się o nich dowiadujemy, jakby pani de la Cruz po prostu doszła do wniosku, że rozbudowane charaktery nie są tu potrzebne i ograniczyła je do niezbędnego minimum. Niestety, nie działa to na korzyść powieści.

Pisarka ma już na koncie trochę książek i to widać - z lekkością snuje opowieść, a wykreowane przez nią wydarzenia wciągają. Jednak znowu nie mogłam opędzić się od myśli, że starała się wszystko jak najbardziej skrócić, skompresować. Moim zdaniem, akcję spokojnie można by rozbudować, dodać trochę zdarzeń pobocznych, urozmaicić fabułę. Ale po co, skoro można po prostu poprowadzić wszystko od punktu A do punktu B, i niczym się nie przejmować, prawda? Wspomnę jeszcze o tym, że książka na końcu się urywa. Czytelnik nie wie, co będzie dalej i nie dowie się, jeśli nie obejrzy filmu. Tak tylko lojalnie ostrzegam.

Jeszcze na koniec krótko powiem o tym, czego książka uczy. Uważam, że świetnie pokazuje relację na linii dziecko-rodzic w przypadku, kiedy rodzic wymaga od dziecka za dużo i krytykuje. Bo on w wieku swojego potomka zrobił to, osiągnął tamto i dokonał tamtego. Mam wrażenie, że takie podejście jest dość częste w naszych czasach, a książka w pewien sposób pokazuje, że to od nas zależy, jacy jesteśmy. I wraz z filmem, którego recenzja wkrótce, udowadnia, że dzieci nie muszą, a nawet nie powinny być kopią swoich rodziców, przekonuje, że mają prawo decydować o swoim losie.

Reasumując, "Wyspa Potępionych" nie jest zła. Choć spodziewałam się po niej więcej, lektura była bardzo przyjemna. Jestem pewna, że będzie idealna przede wszystkim dla młodszej młodzieży, jednakże starsi czytelnicy, gustujący w bajkowych klimatach, także się w niej odnajdą i miło spędzą czas. Polecam, ponieważ warto od czasu do czasu powrócić do dzieciństwa, a w tym wypadku także przekonać się, jak "Zło zmienia się na dobre"...

Tytuł oryginału: The Isle of the Lost
Autor: Melissa de la Cruz
Wydawnictwo: Egmont
Ilość stron: 320

5 komentarzy :

  1. Mnie strasznie nie ciągnie do tej książki, jakoś... to nie mój klimat, chociaż bajki Disneya lubię :)
    Leon Zabookowiec

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż mogę powiedzieć? Są gusta i guściki, każdemu podoba się coś innego ;)

      Usuń
  2. Świetna recenzja, książkę mam zamiar przeczytać od kiedy o niej usłyszałam.
    A kiedy zobaczyłam zdjęcie, od razu nabrałam ochoty na jabłka :D

    OdpowiedzUsuń
  3. jakoś nie ciągnie mnie do tej książki, choć przyznam że sam pomysł przedstawienia historii z perspektywy tych złych bohaterów jest bardzo oryginalny. Na razie podziękuję, ale jeśli nadarzy się okazja do zapoznania z książką chętnie dam jej szansę :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Uwielbiam bajki Disneya, a do tej książki strasznie mnie ciągnie... Czuję, że to miła odskocznia od rzeczywistości ;)
    http://thebookishcity.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Znasz już moje zdanie, teraz ja chciałabym poznać Twoje - wyraź opinię, zgódź się ze mną lub nie, podyskutuj, pożartuj. Zostaw po sobie ślad!