Nefmi na...

email Facebook GooglePlus Twitter Instagram

Gwiazd naszych wina

Tytuł oryginału: The Fault In Our Stars
Autor: John Green
Wydawnictwo: Bukowy Las
Ilość stron: 312

Szesnastoletnia Hazel choruje na raka i tylko dzięki cudownej terapii jej życie zostało przedłużone o kilka lat.

Jednak nie chodzi do szkoły, nie ma przyjaciół, nie funkcjonuje jak inne dziewczyny w jej wieku, zmuszona do taszczenia ze sobą butli z tlenem i poddawania się ciężkim kuracjom. Nagły zwrot w jej życiu następuje, gdy na spotkaniu grupy wsparcia dla chorej młodzieży poznaje niezwykłego chłopaka. Augustus jest nie tylko wspaniały, ale również, co zaskakuje Hazel, bardzo nią zainteresowany. Tak zaczyna się dla niej podróż, nieoczekiwana i wytęskniona zarazem, w poszukiwaniu odpowiedzi na najważniejsze pytania: czym są choroba i zdrowie, co znaczy życie i śmierć, jaki ślad człowiek może po sobie zostawić na świecie.

"- Okay - powiedział, gdy minęła cała wieczność. - Może "okay" będzie naszym "zawsze".
- Okay - zgodziłam się."

Chyba najbardziej znane zdanie tej powieści. Co w niej jest, że pokochały ją tysiące jeśli nie miliony? Że słowo "okay" stało się symbolem? Szczerze mówiąc, nie jestem pewna. Ale może po kolei...

John Gray jest autorem kilku książek, które zdobyły niebywałą popularność i zyskały wielu fanów. Jego powieści, kierowane głównie do starszej młodzieży, bez problemów trafiają na listy bestsellerów New York Timesa. Na razie miałam okazję przeczytać tylko jedną z nich, właśnie "Gwiazd naszych wina". Pewnie dostanę za to po głowie od rzesz fanów, ale uważam, że książka jest przeciętna...

Historia jest, no cóż, banalna. Jest tylko jeden wątek wokół, którego wszystko się kręci, co po pewnym czasie zaczyna nudzić. Nie chcę umniejszać wartości przesłania płynącego z tej książki, do którego jeszcze wrócę, ale sama historia wcale mnie nie porwała. Czytałam ją nawet z pewnym znużeniem. Jednym z powodów, była główna bohaterka, zarazem narratorka, Hazel. Nie polubiłam jej. Czytając, co rusz miałam wrażenie, że jest płytka i myśli tylko o sobie. Nieraz nie miałam pojęcia, co nią kieruje, dlaczego podjęła akurat taką decyzję. Augustusa lubiłam... Na początku. Potem miałam wrażenie, że autor chce go jak najbardziej udziwnić - jego zachowania wydawały mi się okropnie nienaturalne. Z pozostałych bohaterów polubiłam Isaaca i... to tyle. Reszta się niczym nie wyróżniała, a ich zachowania, podobnie jak u Gusa, były niewiarygodne.

"-Czasami ludzie nie rozumieją wagi obietnic, gdy je składają - wyjaśniłam.
Isaac spojrzał na mnie ze zdumieniem.
- No jasne, oczywiście. Ale i tak należy ich dotrzymywać. Na tym polega miłość. Miłość to dotrzymywanie obietnic wbrew wszystkiemu."

Przesłanie "Gwiazd (...)" jest naprawdę ważne. Autor świetnie podejmuje temat śmierci, straty bliskiej osoby i żałoby, ale także przyjaźni i miłości. Pan Green obdarzył swoje postaci dystansem do choroby, dzięki czemu zdają się być o wiele silniejsi niż w rzeczywistości, próbują oswajać swoją chorobę. Nie pytają "dlaczego mnie to spotkało?", tylko starają się czerpać z życia pełnymi garściami. To z pewnością jest plus powieści. Jest to także książka o dojrzewaniu. Autor mówi o tęsknocie, potrzebie bliskości, o rozterkach związanych z pierwszym zakochaniem, nieporadności w okazywaniu uczuć... I oczywiście tu także pojawia się choroba - ukazuje, że niektórych słabość bliskiej osoby przeraża i są za słabi, by trwać przy tej osobie, a innych tylko motywuje do zabiegania o uczucia.

Powieść skłania również do refleksji, zadania sobie pytań dotyczących choroby. Czy chorzy mają prawo ranić bliskich swoją śmiercią? Czy można tego uniknąć, nie stając się odludkiem, którego śmierć nikogo nie zaboli? Z drugiej jednak strony, czemu ze względu na chorobę mieliby unikać miłości?


"Czasami trafiasz na książkę, która przepełnia cię dziwną ewangeliczną gorliwością oraz niezachwianą pewnością, że roztrzaskany na kawałki świat nigdy już nie będzie stanowił całości, dopóki wszyscy żyjący ludzie jej nie przeczytają. Ale są też dzieła takie (...), o których nie możesz opowiadać innym, książki tak rzadkie i wyjątkowe, i t w o j e, że dzielenie się nimi wydaje się niemalże zdradą."

Język. Myślę, że to on najbardziej mnie tu odrzuca. Jest okropnie przejaskrawiony, a w dodatku roi się w nim od pustych sentencji (nie tylko tych, które kolekcjonowali rodzice Gusa, o nie! Sama Hazel ich używa, choć twierdziła, że ich nie lubi!).

Podsumowując, książka nie trafi do moich ulubionych. Co prawda, myślę, że autor osiągnął cel, który najprawdopodobniej sobie postawił - mądrze i prosto opowiedział młodzieży o raku, śmierci i miłości. Jednak "Gwiazd naszych wina" jest jednocześnie banalna i jednowątkowa. Pod tym względem znacznie bardziej podobała mi się książka naszej rodzimej autorki Ewy Barańskiej, "Nie odchodź, Julio". Wiele osób twierdzi, że to okropny wyciskacz łez, a ja... nie uroniłam ani jednej. Nie wiem, dlaczego, ale nie potrafiłam współczuć postaciom, nie potrafiłam "czuć" ich bólu. Ale wracając, choć mogłaby być znacznie lepsza, powieść Greena nie jest zła i myślę, że warto się z nią zapoznać.

Nefmi

Książka bierze udział w wyzwaniach:
Przeczytam tyle, ile mam wzrostu.

12 komentarzy :

  1. A mnie się "Gwiazd naszych wina" podobało, aczkolwiek również bez szału, nie powaliło mnie na kolana, ani szczęka mi nie opadła. Największym plusem jest to, że John Green na pewno w trafił do młodzieży i przypomniał im, że nie mają najgorzej, wsparł ich na duchu.
    Pozdrawiam, Marta :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tyle już słyszałam, zarówno o tej książce jak i innych powieściach tego autora, ale jeszcze nie miałam z nimi do czynienia. Chyba czas to nadrobić. Lubię książki z przesłaniem. Takie, które mówią o sprawach ważnych. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jesteś chyba pierwszą osobą jaką znam, której nie podobała się ta książka. Sama jeszcze jej nie czytałam, więc nie mogę się za bardzo wypowiedzieć na jej temat, ale czytałam inną książkę Green'a - 19 razy Katherine - i jeśli chodzi o sam styl autora bardzo mi się on spodobał i z całą pewnością sięgnę po jego inne książki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja znam dwie takie osoby: siebie i moją koleżankę, która w pełni się ze mną zgadza, że spodziewała się czegoś więcej po tak promowanej książce.
      Hmm... Nie jestem do końca przekonana, czy mam ochotę sięgać po inne pozycje autora, ale to jeszcze zobaczymy... Zwłaszcza, że "10 razy Katherine" wydaje się być ciekawe ^^

      Usuń
  4. Też mnie nie porwało jak niektórych, ale uważam, że to piękna książka i chętnie sięgnę kiedyś po nią znowu :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Dobra, więc na początek, żeby nie zapomnieć: napisałaś " (..) autor chce go jak najbardziej bardziej udziwnić (...)". Taki tam malutki problem przy pracy, przeoczenie zapewne ;) a co do recenzji samej w sobie : nie mogę się wypowiedzieć o tej, książce, bo po prostu jej nie czytałam. Oglądałam film, który baardzo mi się podobał, ale wszyscy wiemy - film a książka, to jak niebo a ziemia, woda a ogień. Za to moja przyjaciółka czytała już tę pozycję i też mówiła, że spodziewała się czegoś więcej. Wszyscy się zachwycają, a według niej nie ma rewelacji. Nie jest oczywiście zła, ale.. Miała nadzieje na coś lepszego. Więc w sumie jej i twoja opinia trochę mnie zniechęciły i może kiedys sięgnę po tę książkę, ale nie tak szybko, jak planowałam. A co miałaś na myśli pisząc, że język był 'przejaskrawiony' ? Niezbyt zrozumiałam, co miałaś na myśli ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to błąd :) Już poprawiam. Ja filmu nie widziałam i jakoś nie palę się, żeby to zmieniać :c
      Właśnie chyba chodzi o tę nadzieję na jakieś objawienie - wszyscy tak zachwalają, to musi być genialna! I właśnie to był "gwóźdź do trumny" ;)
      Hmm... Nie byłam pewna, jak to napisać, chodziło mi o to, że był nienaturalny, nie sądzę, żeby takim posługiwali się ludzie w moim wieku... Chyba to nie jest najtrafniejsze słowo, ale nic innego nie przychodziło mi do głowy xD Może uda mi się wymyślić coś lepszego :)

      Usuń
  6. Rozumiem Twoje argumenty, ale dla mnie książka jest wyjątkowa :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Moim zdaniem John Green stworzył piękną i oryginalną pozycję, na którą miał pomysł i świetnie go wykorzystał.

    OdpowiedzUsuń
  8. Wydaje mi się, że i ze mnie książki Greena nie wycisną łez, a to dlatego, że niewielu książkom się to udaje. Tym niemniej chętnie sięgnę do tego tekstu, bo już od miesięcy obiecuję sobie zapoznanie się z książkami Greena.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja miałam podobną sytuację do Twojej - od miesięcy planowałam przeczytać coś Greena. W końcu sięgnęłam po tę najbardziej promowaną pozycję i... zawiodłam się. Niestety. Może pozostałe są lepsze? Ma taką nadzieję, bo mam zamiar przeczytać coś jeszcze tego autora ;)

      Usuń
  9. Czytałam i nie jestem zachwycona. Planowałąm od dawna przeczytać coś Greena (przecież wszyscy się zachwycają) i... no zawiedziona jestem po prostu. Nie powiem, że żałuje czasu przeznaczonego na przeczytanie, ale jednak mogłam wykorzystać go lepiej xD

    OdpowiedzUsuń

Znasz już moje zdanie, teraz ja chciałabym poznać Twoje - wyraź opinię, zgódź się ze mną lub nie, podyskutuj, pożartuj. Zostaw po sobie ślad!