Nefmi na...

email Facebook GooglePlus Twitter Instagram

Do zobaczenia... ~ "Everest"


Pod koniec ubiegłego wieku popularne były komercyjne wyprawy na Mount Everest. Prościej mówiąc, każdy, kto miał na zbyciu kilkadziesiąt tysięcy dolarów mógł zdobyć najwyższy szczyt Ziemi. Jest maj 1996 roku. Jedna z takich wypraw właśnie się zaczyna. Przewodzi jej doświadczony alpinista Rob Hall (Jason Clarke), który ma za zadanie bezpiecznie zaprowadzić i sprowadzić grupę ze szczytu.

Choć na początku pogoda wydaje się być idealna na atak, okazuje się, że to tylko cisza przed burzą - dosłownie i w przenośni. Bohaterowie, zdani na łaskę i niełaskę góry, będą musieli zmierzyć się z bezlitosnymi siłami przyrody i własnymi słabościami. Śmiałkowie przekonają się, że to nie zdobycie Everestu jest największym sukcesem. Jest nim także przeżycie drogi powrotnej...

"Everest" jest filmem opartym na faktach. Podstawą scenariusza stała się książka pt. "Wszystko za Everest", napisana przez Jona Kraukera, dziennikarza, który był jednym z członków ekipy Roba. I myślę, że wyraźnie widać, iż nie jest to zwykła, wymyślona przez kogoś historia. Nie ma tu odważnych acz zarazem głupich zachowań postaci, zaskakujących zwrotów akcji czy przede wszystkim, cudownych ocaleń, ratunku w ostatniej chwili. Nie, tutaj każdy jest zdany na siebie. Jeśli nie da rady, czeka go śmierć. Przeszywająca chłodem, powolna i bezwzględna.

Największym atutem filmu są zdjęcia. Widoki po prostu zapierają dech w piersiach. Twórcy świetnie uchwycili i oddali majestat Everestu. Momenty, kiedy spada lawina albo gdy ukazana jest przepaść, nad którą przechodzą bohaterowie, robią niesamowite wrażenie. Surowy, zimny i bezwzględny szczyt, został sfilmowany w taki sposób, że widz czuje, jakby sam był uczestnikiem przedstawionych wydarzeń, jakby sam stawał oko w oko z siłami przyrody.

Warto także zwrócić uwagę na świetną grę aktorów. Właściwie można by powiedzieć, że nie grali, a autentycznie przeżywali te wydarzenia.

Fabuła przyspiesza dość wolno, twórcy dawkują napięcie. Dzięki temu, że nie zastosowano tutaj efektów specjalnych ani innych "odciągaczy uwagi", odbiorca skupia się na przeżyciach i emocjach bohaterów. Wraz z nimi podejmuje decyzje i pokonuje trudności, razem z nimi idzie dalej i marznie. Ten aspekt zasługuje na duży plus, bo dawno nie oglądałam filmu, w którym byłoby to tak dobrze zrealizowane.

"Everest" jest bardzo dobrym filmem. Na pewno nie jest to film dla wszystkich - podejrzewam, że wielu się wynudzi na początku. Jednak jeśli ktoś interesuje się tą tematyką i nastawi się na emocje, a nie bezmyślną rozrywkę, z pewnością się nie zawiedzie i doceni seans. Gorąco polecam!

Widzieliście? Planujecie obejrzeć?
Tytuł oryginału: Everest
Reżyser: Baltasar Kormákur
Długość filmu: 121 min

3 komentarze :

  1. Byłam na "Evereście" w kinie z mamą :)
    Zgadzam się z Tobą co do zdjęć filmu - czułam górowanie Everestu nade mną!
    Oglądając ten film, zrozumiałam również potęgę matki natury i fakt, jak nami rządzi. Możemy sobie mieć GMO, przetwarzać wszystko co napotkamy na drodze, a jednak natura ma nad nami przewagę.
    Mimo tego, że długo nie mogłam się pozbierać po tym filmie to gorąco go polecam! :)
    Pozdrawiam cieplutko ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Na pewno zobaczę, tematyka górska jest mi bardzo bliska! Miałam iść do kina, ale akurat, gdy był seans w moim rodzinnym mieście, mnie nie było :(

    OdpowiedzUsuń

Znasz już moje zdanie, teraz ja chciałabym poznać Twoje - wyraź opinię, zgódź się ze mną lub nie, podyskutuj, pożartuj. Zostaw po sobie ślad!