Byli już czarodzieje, były wampiry, wilkołaki, anioły, demony, smoki, syreny i mnóstwo innych bestii i mitycznych stworzeń. Ostatnimi czasy zdecydowanie królują zombie, żywe trupy, nieumarli – jak zwał, tak zwał.
Przerażające stworzenia przewijają się w filmach, literaturze, a nawet muzyce. Zazwyczaj uosabiają zło, zniszczenie i śmierć, choć o dziwo trafiają się także wadliwe egzemplarze – trupy, którym nie zależy jedynie na zjadaniu mózgów. Jednak nie wdawajmy się w to, ponieważ charakter zombie nie jest tematem mojej wypowiedzi. Zmierzam do tego, że moda na żywe trupy „wyszła” na ulice. Parady specjalnie ucharakteryzowanych i przebranych ludzi odbywają się na całym świecie, także w Polsce. Jeśli, Drogi Czytelniku, się na takową wybierasz, mam przyjemność zaprezentować mój autorski sposób na osiągniecie wymaganego wyglądu.
KROK 1: Wybierz się w 30-godzinną podróż autokarem do Bułgarii.
KROK 2: A po 30 godzinach w autokarze ciesz się Swoim nowym wyglądem – bladą twarzą, worami pod oczami, zesztywniałymi mięśniami, dzięki którym chód będzie sztywny i powolny, oraz plecami zgarbionymi ze zmęczenia. No i wyrazem twarzy, na którym maluje się nienawiść do całego świata, a zwłaszcza jego mieszkańców… Gwarancja 100% satysfakcji!
A teraz trochę szczegółów. Podróż do Bułgarii była dotychczas moją najdłuższą podróżą autokarową. I - muszę to powiedzieć - to była mordęga. Brak miejsca na nogi (bo ktoś z przodu rozłożył fotel i nie przegadasz), toaleta "tylko w sytuacjach krytycznych" (a autokar miał być klasy LUX z WC i barkiem na pokładzie) i ból pleców, bo za nic nie znajdziesz wygodnej pozycji. Nie wspominając już o „łupaniu w głowie” od braku snu, rozgadanego (czyt. rozwrzeszczanego) towarzystwa i kolegi siedzącego na fotelu za Tobą , który postanowił z całym autokarem podzielić się historią swojego życia oraz poglądami. Nie ważne, swoimi, rodziców, wujka czy psa - przecież to oczywiste, że wszystkich to interesuje...
Najgorszy jest jednak brak zajęcia. Bo co możesz robić? Czytać, gapić się przez okno, słuchać muzyki, rozmawiać, oglądać filmy (jeśli oczywiście nie okaże się, że kierowca wszystkie filmy zostawił w drugim autokarze, jak było w moim wypadku)... Ale ile można?
A potem wreszcie upragniona informacja: jeszcze tylko godzina... Pół... Jesteśmy na miejscu!
Wysiadasz z tego narzędzia tortur, zwanego autokarem i obiecujesz sobie, że już nigdy więcej (podobno ludzkość już wymyśliła samoloty).
Ale teraz masz lepszy humor, w sumie już będzie tylko lepiej: zakwaterowanie w hotelu i nareszcie będzie można odpocząć, wziąć prysznic... No, chyba że okaże się, że poprzednia grupa turystów z Polski zdemolowała pokoje, a teraz nie chce za straty zapłacić, i wtedy musisz poczekać jeszcze jakieś 6 godzin na schodach hotelu, albo na swojej walizce przy basenie. Ale co to dla Ciebie – zniesiesz i to, w końcu jesteś na wakacjach. Piękna pogoda, czysta plaża, ciepłe morze już czekają:
KROK 1: Wybierz się w 30-godzinną podróż autokarem do Bułgarii.
KROK 2: A po 30 godzinach w autokarze ciesz się Swoim nowym wyglądem – bladą twarzą, worami pod oczami, zesztywniałymi mięśniami, dzięki którym chód będzie sztywny i powolny, oraz plecami zgarbionymi ze zmęczenia. No i wyrazem twarzy, na którym maluje się nienawiść do całego świata, a zwłaszcza jego mieszkańców… Gwarancja 100% satysfakcji!
A teraz trochę szczegółów. Podróż do Bułgarii była dotychczas moją najdłuższą podróżą autokarową. I - muszę to powiedzieć - to była mordęga. Brak miejsca na nogi (bo ktoś z przodu rozłożył fotel i nie przegadasz), toaleta "tylko w sytuacjach krytycznych" (a autokar miał być klasy LUX z WC i barkiem na pokładzie) i ból pleców, bo za nic nie znajdziesz wygodnej pozycji. Nie wspominając już o „łupaniu w głowie” od braku snu, rozgadanego (czyt. rozwrzeszczanego) towarzystwa i kolegi siedzącego na fotelu za Tobą , który postanowił z całym autokarem podzielić się historią swojego życia oraz poglądami. Nie ważne, swoimi, rodziców, wujka czy psa - przecież to oczywiste, że wszystkich to interesuje...
Najgorszy jest jednak brak zajęcia. Bo co możesz robić? Czytać, gapić się przez okno, słuchać muzyki, rozmawiać, oglądać filmy (jeśli oczywiście nie okaże się, że kierowca wszystkie filmy zostawił w drugim autokarze, jak było w moim wypadku)... Ale ile można?
A potem wreszcie upragniona informacja: jeszcze tylko godzina... Pół... Jesteśmy na miejscu!
Wysiadasz z tego narzędzia tortur, zwanego autokarem i obiecujesz sobie, że już nigdy więcej (podobno ludzkość już wymyśliła samoloty).
Ale teraz masz lepszy humor, w sumie już będzie tylko lepiej: zakwaterowanie w hotelu i nareszcie będzie można odpocząć, wziąć prysznic... No, chyba że okaże się, że poprzednia grupa turystów z Polski zdemolowała pokoje, a teraz nie chce za straty zapłacić, i wtedy musisz poczekać jeszcze jakieś 6 godzin na schodach hotelu, albo na swojej walizce przy basenie. Ale co to dla Ciebie – zniesiesz i to, w końcu jesteś na wakacjach. Piękna pogoda, czysta plaża, ciepłe morze już czekają:
I wtedy myślisz: seriously? I jeszcze: dlaczego? I zaczynasz się zastanawiać: czy naprawdę było warto?
PS więcej o Bułgarii niedługo.
Współczuję takiej podróży, dlatego ja rzadko jeżdżę właśnie autokarami :< Mam nadzieję, że w Bułgarii czekała na Ciebie świetna zabawa :)
OdpowiedzUsuńLeonZabookowiec.blogspot.com
Haha, to już chyba samoloty zostają, bo miałam ostatnio nawet gorszą, 13-godzinną podróż z PKP...
OdpowiedzUsuńWspółczuję tak długiej podróży ! Ale chyba było warto ;)
OdpowiedzUsuńzapraszam http://secondlife-books.blogspot.com/
Jak ja nie cierpię, kiedy ktoś postanawia się podzielić historią swojego życia z całym autokarem... I jeszcze ten ton: "jaki to ja jestem wspaniały, gdzie ja nie byłem, czego nie robiłem, wszysko wiem najlepiej". Grr... Miałam tak ostatnio, kiedy wracałam z Krakowa do domu. Co prawda jechałam tylko 4 godziny, więc w porównaniu z Twoją podróżą to jak mały pikuś, ale nasz bus z jakiegoś powodu nie miał klimy, więc takie małe piekiełko + gaduła za mną + zmęczenie po całym dniu to nie było najlepsze połączenie.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Twoja przygoda w Bułgarii mimo tego wszystkiego, o czym piszesz, okazała się przyjemna :) Czekam na dalszą relację :)