Wczoraj, 6. września, w cała Polska czytała "Trylogię" Henryka Sienkiewicza. A wszystko w ramach corocznej akcji zwanej Narodowym Czytaniem. We Wrocławiu miała ona miejsce w malowniczym Ogrodzie Botanicznym. Niestety, nawet piękne otoczenie nie było w stanie nadrobić braku organizacji i chaosu...
Byłam już na dwóch edycjach Narodowego Czytania. W 2012 roku, podczas lektury "Pana Tadeusza" i 2013, kiedy razem z innymi czytałam dzieła Aleksandra Fredry. Obie były zorganizowane na wrocławskim rynku bądź w pobliskim Parku Staromiejskim, czyli w miejscach najczęściej odwiedzanych przez turystów. Wszystko było świetnie zorganizowane, był plan, na którym było napisane co, kiedy, jak i gdzie, było nawet dobre nagłośnienie (którego znaczenie odkryłam dopiero wczoraj). A w tym roku co? Klapa...
Ale po kolei... Impreza zaczęła się o 11:30, ja na miejscu byłam około 12. Tu nie było żadnego planu, więc na chybił trafił skręciłam w jakąś alejkę i trafiłam na plac. Spodziewałam się jakiejś scenki w "Trylogii", albo czegoś w tym stylu, a co zobaczyłam? Pokaz fechtunku...
Wszystko fajnie, ale jak to się ma do Narodowego Czytania? Widzicie jakieś powiązanie? Bo ja nie.
Trwało to może 15 minut, potem jakaś pani stwierdziła, że zapraszają o 12:30 na przeciąganie liny, a teraz można pozwiedzać ogród. Super, ale linę chyba też nie wiele łączy z czytaniem, prawda? No, ale dobra, nie widziałam tego, więc nie oceniam - może to była jakaś specjalna lina związana ze Szwedami?
Poszłam na spacer po Ogrodzie Botanicznym - wolne wejście było chyba jedyną rzeczą dla której mogłabym (hipotetycznie) powtórzyć taką wyprawę. Po drodze trafiłam na plener malarski licealistów. Again, jak to się ma do czytania? Zwłaszcza, że malowali drzewka?
W całym ogrodzie, który ma powierzchnię prawie 7,5 ha minęłam zaledwie 3 punkty, w których czytano na głos powieści Sienkiewicza! A wolontariusze ze szkół (wśród których swoją drogą miałam być. Na szczęście, wspólne wyjście ze szkoły nie doszło do skutku.) po prostu szwendali się po ścieżkach albo siedzieli na ławkach, nic nie robiąc.
Jeden z tych punktów był szczególnie przyjemny - pod wierzbą było półkole z ławek, na których można było usiąść i można by posłuchać "Ogniem i mieczem". Specjalnie napisałam "można BY". Gdyby zapewniono porządny system nagłaśniający! Pani siedziała i czytała, a ja z odległości kilku metrów, nie mogłam zrozumieć słów! Słowem: tra-ge-dia!
Kończąc, ta edycja przynajmniej we Wrocławiu, okazała się klapą. Totalną klapą! Jeśli przyszłoroczne Narodowe Czytanie znów będzie organizowane w Ogrodzie Botanicznym, dwa razy się zastanowię, zanim się tam wybiorę.
PS wybaczcie jakość zdjęć, ale były robione z dość dużej odległości, a więc z Zoomem.
~~~
Relacja bierze udział w wyzwaniu:
Do Wrocławia mam raczej daleko, więc i tak bym się nie wybrała. A nawet gdybym mieszkała w pobliżu, to chyba wolałabym czytać w domu ;)
OdpowiedzUsuńGdybym wiedziała, że to będzie tak wyglądać, również zostałabym w domu i poczytała sobie sama (niekoniecznie na głos) ;)
Usuń