Wyobraź sobie, że jesteś zupełnie sam. W czasie burzy piaskowej. Na środku pustkowia. Na Marsie. Uznany za martwego, czyli bez nadziei na pomoc. Co myślisz?
"Mam całkowicie przesrane.
To moja przemyślana opinia.
Przesrane.
Szósty dzień tego, co miało być dwoma najwspanialszymi miesiącami w moim życiu, i wszystko zmieniło się w koszmar."
Poznajcie Marka Watneya, botanika z wykształcenia, który kilka dni temu był jednym z pierwszych ludzi, którzy stanęli na Marsie. Teraz jest pewien, że będzie pierwszym, który tam umrze, ponieważ na skutek kiepskiego zbiegu okoliczności uznano go za martwego i załoga zostawiła go na Czerwonej Planecie. Jednak Mark na przekór wszystkim przeżył i bez żadnej możliwości kontaktu z NASA, bo wspomniana już burza piaskowa zniszczyła anteny, staje do nierównej walki. Walki z planetą, która nieustannie próbuje go zabić, z psującym się sprzętem i w końcu z własnymi słabościami...
Chociaż... jeśli się zastanowić, to Mark zdaje się nie mieć ŻADNYCH słabości. Jest inteligentny, pomysłowy, nie boi się ryzyka. Z każdym problemem sobie radzi i mimo, delikatnie mówiąc, niesprzyjających okoliczności, nie traci zapału i humoru. Jasne siła charakteru i w ogóle, ale myślę że to właśnie poczuciem humoru Mark zaskarbił sobie moją ogromną sympatię. Takiej osoby po prostu nie da się nie lubić - nieważne, co się dzieje, Mark zawsze znajdzie coś, z czego można zakpić, rzuci dowcip czy ripostę. Nie ma tu zbędnej podniosłości, autor nie przypomina czytelnikowi, że bohater może w każdej chwili zginąć. Zamiast tego przy lekturze naprawdę trudno zachować powagę. Humorystyczne fragmenty, których autorem w znakomitej większości jest Mark, są prawdziwą siłą tej książki. Chapeau bas dla autora za tak genialną kreację protagonisty, zwłaszcza, że - w co trudno uwierzyć - "Marsjanin" jest jego debiutem.
"Nie mając pola magnetycznego, Mars nie ma żadnej ochrony przed promieniowaniem słonecznym. Jeśli byłbym na nie wystawiony, dostałbym takiego raka, że jeszcze ten rak miałby raka."
Fragment powyżej to oczywiście przykład humoru, ale nie tylko. Chodzi o bardzo istotny element powieści, którzy jedni chwalą, a drudzy zdecydowanie krytykują. Mianowicie, nagromadzenie informacji naukowych. Już na pierwszy rzut oka widać, że ta książka ma więcej wspólnego z science, niż fiction. Andy Weir interesuje się tematyką zawartą w powieści i to widać. Bo choć to Mark przedstawia czytelnikowi wszystkie techniczne szczególiki, tak naprawdę pochodzą one od pisarza. A ten zanim stworzył tę historię dokładnie zgłębił wiele zagadnień z astodynamiki, astronomii, matematyki, fizyki, chemii, biologii, dowiedział się, jakie warunki panują na Marsie, poznał geografię planety. Sam wykonał wszystkie obliczenia. Można powiedzieć, że to jeden z możliwych wariantów stosunkowo niedalekiej przyszłości, kiedy NASA będzie już wysyłała na Marsa loty załogowe. Moim zdaniem, naukowe detale są zaletą. Jednak zdaję sobie sprawę, że nawet najprościej wytłumaczone, nie przemówią one do każdego i trzeba się z tym liczyć.
Akcja "Marsjanina" dzieje się w trzech różnych miejscach: na Marsie, na Ziemi i na statku kosmicznym Hermes, gdzie znajduje się reszta załogi misji Ares 3, której członkiem był Watney. Najwięcej oczywiście dzieje się na Marsie. Historia Marka została przedstawiona w formie dziennika, pisanego przez samego kosmonautę. Tychże fragmentów jest najwięcej i moim zdaniem, to zdecydowanie najciekawsza część. Mimo wszystkich istotnych działań NASA, która za wszelką cenę chce sprowadzić rozbitka do domu, to hej! Przecież on jest na Marsie! Jak tu porównywać Ziemię i Marsa?
Jeszcze jedna rzecz, o której warto wspomnieć to język. Jest on żywy i pełen emocji, zwłaszcza we wpisach Watneya. Dlatego nie powinno dziwić, że od czasu do czasu trafią się przekleństwa. Nie dużo, ale jednak. Osobiście, uważam, że pasują one do fabuły i ją dobrze dopełniają, ale niektórzy, mogą mieć inne zdanie. Tak tylko ostrzegam.
"Moja konwersacja z NASA dotycząca odzyskiwacza wody była nudna i naszpikowana technicznymi detalami. Dlatego ją wam sparafrazuje.
Ja: To oczywiste, że coś się zapchało. Może po prostu rozbiorę go i sprawdzę rurki w środku?
NASA: (Po pięciu godzinach zastanawianie się) Nie, spieprzysz to i umrzesz.
Więc go rozebrałem..."
Powiem krótko, "Marsjanin" nie spodoba się każdemu. To oczywiste. Jednak szczęśliwie należę do grona osób, które debiut Andy'ego Weira zachwycił, więc serdecznie Wam go polecam. To książka przemyślana, wartościowa, potrafiąca rozbawić do łez. Walka Marka o przeżycie wciągnęła mnie na długie godziny. Napięcie nie opuściło do samego końca, a teraz pozostał tylko żal, że historia skończyła się tak szybko. Jeśli jeszcze nie czytaliście "Marsjanina", to naprawdę nie wiem, na co czekacie?! Naprawdę nie kusi Was przeżycie niezwykłej przygody na Marsie?
Za możliwość poznania Marka Watneya i jego historii dziękuję księgarni internetowej BookMaster.
Tytuł: Marsjanin
Tytuł oryginału: The Martian
Tytuł oryginału: The Martian
Autor: Andy Weir
Wydawnictwo: Akurat
Ilość stron: 382
Ja też na szczęście należę do grona osób, którym spodobał się "Marsjanin", choć przed czytaniem i na początku miałam spore obawy. ;) Ostatecznie totalnie się zakochałam w Marku, genialna postać. :D
OdpowiedzUsuńA ja należę do grona osób, którzy jakoś nie są szczególnie zainteresowani tą książką, ani tym bardziej filmem. Po prostu do mnie nie przemawia i nie jestem w stanie się do niej zmusić. ;/
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło i zapraszam do siebie w wolnej chwili . ;)
http://tylkomagiaslowa.blogspot.com/
Szkoda, ale przecież każdy lubi co innego ;)
UsuńRównież pozdrawiam i dziękuję - na pewno zajrzę!
Oglądnęłam film, bo koleżanka bardzo mi go polecała. Książkę również, według niej to jedno z najlepszych science fiction jakie wyszło w ostatnich latach, a ma naprawdę dobre porównanie, jest moim źródłem wiedzy w tym gatunku :) Na pewno przeczytam ją, może na tych wakacjach :)
OdpowiedzUsuń